🎉 Nigdy Nie Biegaj Za Facetem
Witam, Tydzien temu podczas kolejnej klotni moj facet z ktorym bylam 2 lata powiedzial ze chce sie wyprowadzic Przez kilka dni plakalam blagalam i nic. Raz dal mi szanse ale na drugi dzien
Nie żałuję tego. Żałowałabym, że odpuściłam, bo pewnie już nigdy czegoś takiego nie przeżyję. Po wszystkim wróciłam do domu. Przywitałam się z moim mężem, wiedząc, że nam nigdy nie będzie dane przeżyć wspólnie takiego uniesienia. Cóż. Kocham mojego męża, czuję się przy nim bezpiecznie, ale nie jak przy kochanku, a
Dzięki takiemu podejściu do aktywności Twoja miłość do sportu nigdy nie wygaśnie. Mniejsze ryzyko kontuzji. Być może unikanie kontuzji nie jest najatrakcyjniejszym elementem treningu przekrojowego, ale to czynnik, bez którego nie ma mowy o regularnym bieganiu. „Twój układ sercowo-naczyniowy jest w stanie dojść do siebie dość
Co z Twoją samooceną? Jeśli czujesz się kiepsko sama ze sobą, to na bank przyciągasz kiepskich facetów. Tylko takich, którzy Cię wykorzystują. Kobieta pewna swojej wartości zawsze ma powodzenie u mężczyzn, bez wzgledu na wiek i urodę. U mężczyzn, nie u palantów. Popracuj nad tym. I nigdy nie lataj za facetem, to nie jest naturalne.
Chodzi o to, by partner był wyzwaniem, które stanowi o jego atrakcyjności. Mamy być umykającym króliczkiem, a nie myszą, która biega za pułapką. Tylko jak znaleźć równowagę w związku? I jak nie przesadzić w żadną stronę? Nie biegaj za pułapką. Mężczyźni są zdobywcami. Możemy zaprzeczać tej oczywistej tezie, ale to prawda.
Odkryj tajniki miłości i sekret cudownych relacji dzięki książce „Przyciągnij miłość”. To przewodnik budowania wzajemnych więzi, który sprawdził się w przypadku wszystkich Polek i Polaków, którzy go zastosowali w swoim życiu.
"PRETTY LITTLE LIARS. KŁAMCZUCHY" - Sara Shepard Rok wydania: 2011 Ilość stron: 288 Oprawa: miękka Wydawnictwo: Otwarte Tłumaczenie: Mateusz Borowski OPIS WYDAWCY
Nie chcę tracić czasu na szukanie tomów w kioskach, bo nawet w Krakowie nie w każdym kiosku są. Zakupiłam całość, bo do tej pory czytałam tylko jeden tytuł Nessera i jego też tylko posiadam. Seria skusiła mnie: - ceną, bo w prenumeracie zapłaciłam 370zł za całość i jeszcze na końcu dostanę gratisową książkę
Muszę przyznać, że do samego końca nie odkryłam rozwiązania. Być może dlatego, że czytało mi się tak miło i szybko, że nie miałam nawet czasu na analizowanie faktów :) To moje pierwsze, bardzo udane spotkanie z twórczością pani Christie. I zdecydowanie nie ostatnie. Kolejna jej historia już czeka na swoją kolej.
dUtuS6. Niegrzeczne, niewychowane bachory, głośne, ruchliwe smarkacze. Ciągle słyszę takie epitety na temat dzieci. Nic może nie dziwiłoby mnie to tak bardzo, bo to się utarło, to się ciągle powtarza, jak zdarta płyta, od pokoleń, ale ja w sumie nie wiem jakie to jest niegrzeczne? Co to znaczy niewychowane, a głośne to na ile decybeli zdzierające gardło? 9 lat doświadczenia na stanowisku matka, trójka dzieci obu płci i dalej nie ja już widziałam dziecko z etykietką niegrzeczne, które nie chciało się na placu zabaw podzielić zabawką. Własną zabawką, którą chciało odebrać mu inne dziecko. Koncept dzielenia się jest mi bliski, a i tak nie dzielę się z nikim ulubioną torebką, Możliwe, że te grabki dla tego dziecka są jak ta moja torebka. Sorry, nie dam nikomu. Ideę dzielenia się dziecko spokojnie z wiekiem nadrobi, spokojna głowa święcie oburzeni! A może nie? W końcu są ludzie, którzy nawet jedzeniem nie chcą się z współmałżonkiem podzielić, to czemu dzieci muszą?Niewychowane dziecko to podobno takie, które w kolejce po lody wpycha się na przód, bo musi zobaczyć wszystkie smaki, już natychmiast, doczekać się nie może, po czym wraca i głośno recytuje jakie są smaki. Pod nosem pani w kolejce pada burknięcie „co za niewychowane dziecko”. Ta sama pani kilka minut później w markecie obok lodziarni wbija w plecy sklepowy koszyk, na głośne auu! nie reaguje, ani me, ani be, ani pocałuj mnie w dupę, przepycha się dalej, byle bliżej dziecko, w parku głośne, pani coś zrobi z tym dzieckiem. Serio? A gdzie ma być głośne? Na placu zabaw nie, bo maluchy śpią w wózkach, w parku nie, bo panu przeszkadza, w sklepie nie, bo daj się dziecko skupić, w szkole to w ogóle nie, na przerwie nie biegaj, na lekcji pięć godzin pod rząd siedź nieruchomo w jeszcze ruchliwe, wszędzie go pełno, czemu się tak wierci? A przecież ruch szkodzi, można od tego zupełnie nogi popsuć i wady kręgosłupa się nabawić. Najlepiej od małego siedzieć na dupie osiem godzin dziennie w znienawidzonej robocie, wtedy wszyscy byliby zadowoleni. Biegające, z energią, kiedy ta energia przez dorosłość, kredyty i zmartwienia wyssana, podwójnie zapomnijmy o pani, która przyszła matce zwrócić uwagę, że ją jej dziecko ochlapało. Na basenie ją ochlapało. Bo Pani wśród dwudziestki plus dzieciaków w różnym wieku chciała koafiury nie zniszczyć. Jej racja najbardziej jejsza, na basenie w aquaparku, takim ze zjeżdżalniami, brodzikami i atrakcjami dla to dziecko musi tak płakać, pyta sąsiadka matkę noworodka. Ta sama sąsiadka notorycznie urządza głośne imprezy, które nigdy nie kończą się przed północą. No ale ona jest dorosła, może, a smarkacz niech umilknie, bo głowa od tego darcia boli..Męczące są te podwójne standardy. Tak, dzieci są głośne, radosne, jest ich pełno wszędzie, lubią się bawić, skakać, śpiewać, kłócić i przekrzykiwać na placu zabaw. Dzieci płaczą, dzieci się biją, dzieci mają fochy, dzieci narzekają, bywają zmęczone, marudne i niewspółpracujące. Dzieci mają gorsze dni. To wszystko jest normalne. Jak normalne są niegrzeczne, niewychowane że może być to dla wielu osób odkrycie na miarę Ameryki. Ale dzieci są zupełnie zwyczajne, tak jak całkiem normalni są dorośli. Bywają gnuśni, kłótliwi, pchający się w kolejkach, nieumiejący parkować, zgryźliwi, mało empatyczni, niemili, z nałogami, nie dbający o higienę i na bakier z manierami. Denerwujący, po prostu. Może czas przyjąć, że gatunek ludzki, w uproszczeniu: człowiek, jest takim trochę kochanym, częściej wkurzającym typem i zawsze się znajdzie ktoś, komu mały, czy duży, będzie przeszkadzał. Niegrzeczne, niewychowane bachory to dla każdego znaczy coś zupełnie innego. A grzeczność nie dla każdego jest pożądanym ma sensu się oszukiwać, że jest wiele dzieci (bo na pewno takie są), które niepytane milczą, w kolejce stoją równiutko w rządku, nigdy nie płaczą, a emocje okazują tylko wtedy, kiedy ktoś pokaże im odpowiednią tabliczkę z napisem „śmiech”.Gdyby tak było, to dobrze by nie było. W tym często trudnym życiu niech będzie taki czas, wiek i miejsca, gdzie można się radośnie zaśmiać i nie wywoływać przy tym obrazy nie łudźmy się wreszcie, że to my, omnipotentni i nieomylni wychowamy inne, lepsze, idealne, skrojone na miarę pokolenie. Nie wychowamy. Możemy jednak w jakiś sposób hamować swoje zapędy i częściej gryźć się w język na widok skaczącego, głośno śmiejącego się dziecka, zafascynowanego lodami o smaku balonowej gumy. Hę?Zdjęcie: Marcos Paulo Prado na Unsplash
Myślałam, że poradzę sobie z tą sytuacją sama, ale chyba jednak nie daje rady.. mój problem dotyczy rozstania z chłopakiem.. a raczej z kimś, kto był bardzo bliskim przyjacielem.. Jakub... zaczelo się od pomyłkowego sms-a.. pomyliłam numery telefonów, bo pisalam z pamieci i wyszlo tak, ze wyslalam do niego.. na jego pytanie kim jestem odp. ze jestem jego przeznaczeniem.. to było pare ładnych lat temu... co najmniej z 6... i tak zaczal się kontakt najpierw sms-owy, potem na gadu.. 5 lat temu znalazł sobie dziewczynę... S. nie mialam z Kuba wspolnych znajomych, widzialam się z nim raz.. mniej wiecej po 2 latach ich wspolnego bycia razem dostalam sms-a od Kuby, że S. dostala jakiegos tam sms-a niby ode mnie (od jakiegos nr) i z tekstem, ze kuba zapraszal mnie do warszawy (gdzie studiuje i mieszka).. uznalismy to za zbieg okolicznosci.. a potem podobno S. dostawala kolejne sms-y.. niby ode mnie.. ja nie mialam zadnego celu pisac do niej cokolwiek, tym bardziej, ze nigdy nie widzialam jej na oczy.. ktoregos pieknego dnia siedzac z kolega w samochodzie dostalam wiadomość od Kuby.. ze nie jestem w stanie zepsuc tego zwiazku, bo oni się kochaja i takie tam.. poryczalam się wtedy, bo nigdy nikomu nie chcialam niczego psuc.. Kuba był dla mnie jak przyjaciel.. prawie jak brat.. ja jemu się wyplakiwalam, on mnie... po tym incydencie był brak kontaktu na rok.. chociaż w międzyczasie dostałam od niego sms-a z życzeniami urodzinowymi, a sama wysłałam mu życzenia na święta Bożego Narodzenia.. poza tym była cisza.. ktoregos dnia dostalam wiadomość z internetu, ze mam się odezwac do osoby z która kiedys mialam dobry kontakt.. niedawno przed tym zerwalam z chłopakiem, wiec myslalam, ze to jego sprawka, wiec się nie odezwalam do nikogo.. a w podswiadomosci myslalam, ze może to jednak Kuba.. no ale olalam.. za jakis czas dostalam kolejną wiadomość.. ze nie odezwalam się do tej osoby, albo napsialam nie do tej co trzeba.. wtedy napsialam Kubie wiadomosc na gadu, ze jest taka i taka sparawa i czy to aby nie on.. okazalo się, ze to jednak on pisal.. ze glupio było mu się odezwac po tym wszystkim.. i tak od sierpnia trwalo to do lutego.. czasem jakies gadanie o bzdurach, czasem na powazne tematy, zalilismy się sobie, plakalismy w rekaw.. po jednej takiej gadce na gadu napisal mi potem sms-a, ze to może mnie powinien kochac? ze to może my jestesmy sobie przeznaczeni?.. ale napisalam mu, ze wypił stanowczo za duzo piwa i wrocimy do tego na trzeźwo.. nigdy nie wrocilismy... w lutym 2010 odezwala się do mnie na facebooku jego urocza S. napisala, ze nie chca mnie w swoim zyciu, ze Kuba jej się oswiadczyl i ze ja tego nie zniszcze.. odpisalam, ze spoko. może mu przekazac, żeby się ze mna nie kontaktowal to i ja nie będę. jemu napisalam mniej wiecej to samo i kontakt znow urwal sie na jakis czas... w listopadzie 2010 dostalam znow na facebooku wiadomosc od S., ze zerwali z Kuba po 4 latach, ze ktos w jej kierunku wysłał wiadomość z wyzwiskami i ona szuka winnego i czy to może nie ja.. na miejscu tego kogos na bank bym się przyznala.. ;] a kilka dni po tym wiadomosc od Kuby.. ze rozstal się z S. po 4 latach, ze ona jest jakas chora, ze wszystko co o niej wiedzial było jakims jednych chorym klamstwem.. i tak to się w sumie zaczelo.. odpisalam mu, zlapalismy kontakt, 2 dni pozniej przyjechal, pogadalismy, zartowalismy itd. potem tylko na gadu stwierdzil, że zawsze na zdjeciach podobaly mu się moje oczy i ze na zywo sa jeszcze ladniejsze.. Zaprosil mnie do siebie na sylwestra.. i tak to się zaczelo.. na poczatku bylam strasznie nie ufna i nie wierzylam w to co mowi.. ale już podswiadomie czulam, ze nie jest mi obojetny.. ze nigdy nie był.. ze to nie była zwykla przyjaźń.. pogadalismy tak szczerze i on tez stwierdzil, ze nie może powiedziec, ze do 30go grudnia (bo od wtedy bylismy razem) bylam mu obojetna.. ze od pewnego czasu bylam jego marzeniem, którego on myslal, ze nigdy nie osiagnie.. ze nawet bedac z S. cos do mnie czul.. z Jakubem psuło się już od wakacji.. on pracował, nie miał czasu.. w lipcu widzieliśmy się raz po 3 tygodniowej przerwie.. byliśmy na weekend w Kołobrzegu.. to akurat wspominam zajebiście miło.. potem sierpień.. miał poprawke jedna i pojechalam z nim.. zdal oczywiście.. smialam się, ze przynosze mu szczescie.. ale już wtedy czulam, ze cos się zmienilo.. ale nie wiedzialam co.. cos było inaczej.. w sierpniu czesciej się widzielismy, ale tez lekko nie było.. jednej niedzieli wparowal do mnie bez zapowiedzi z różą i w ogole... bardzo milo mi się zrobilo po takiej niespodziance.. no, a potem wrzesnien.. miał strasznie duzo poprawek.. chcial zrezygnowac ze studiow.. bylam, wspieralam, nie chcialam, żeby rezygnowal.. mowil wtedy, że może znajdzie jakies mieszkanie w moim mieście i otworzy filie firmy swojego brata itd. bylby blizej.. to uczucie byloby stabilniejsze... no ale.. na poczatku na tych poprawkach szlo mu bardzo kiepsko.. pojechalam do niego ktorejs niedzieli.. zostalam do poniedzialku.. w poniedziałek egzamin zaliczyl.. znow przynioslam mu szczescie.. na poczatku nie chcial mnie wypuscic, a potem nagle chcial, zebym jednak wrocila do domu, bo on ma motywacje do nauki, a przy mnie nic nie zrobi... no dobra.. wrocilam do domu.. on pali.. od mniej więcej 2 lat.. strasznie mnie tym wkurza.. nie pasuje to do niego.. i niedlugo po tym poklocilismy się i o fajki... chcialam, żeby chociaz przy mnie nie palil.. jeśli nie od razu rzucic, to chociaz tyle dla mnie zrobic.. na poczatku strzelil focha, bo nazwalam go upartym oslem.. nie odzywal się caly dzien.. na drugi dzien napisalam mu sms-a, ze chce porozmawiać.. odp, że uczy się u kolegi i nie ma czasu.. ze jak będzie w domu to da znać.. dal znać wieczorem, pogadalismy, obiecal poprawe.. było w porzadku.. potem mielismy isc na wesele do mojej siostry ciotecznej, ale ja zachorowalam i ostatecznie tej soboty do mnie przyjechal na chwile.. zaprosil mnie do siebie na srode.. no to ok.. ale co się okazalo.. jak do niego napsialam, to stwierdzil, ze jednak nie da rady, ze ma cos tam z kolegą robic.. spoko.. zawiedziona troche bylam, ale niech robi.. tak sobie minal weekend i się nie widzielismy, bo nie miał czasu... w poniedziałek troche popisalismy, we wtorek napisalam rano do niego i wylaczylam telefon.. chcialam sprawdzic, czy się będzie dobijal.. wlaczylam wieczorem i był tylko jeden sms od niego.. odp na mojego.. troche mnie to zawiodlo... napisalam mu 'co tam?' ale nie doczekalam się odpowiedzi.. w srode rano napisalam mu, ze co się stalo, ze mnie olewa? czy zrobilam/powiedzialam cos nie tak? odp. ze teraz to kompletnie nie ma czasu, ze ten semestr miał być latwiejszy, a zapowiada się masakrycznie, a poza tym czuje, że to co jest miedzy nami się wypala... w ogole już wtedy myslalam, ze to koniec.. plakalam itd. mielismy pogadac w niedziele, ale przyjechal jednak w piątek.. pogadalismy troche i postanowilismy jeszcze tego nie konczyc, jeszcze pociagnac troche.. obiecal poprawe.. poza tym po nim widzialam, ze mu zalezy... a przyszlo co do czego, to było jak zawsze.. zaprosilam go w niedziele do siebie.. mialam wyprawiac urodziny dla rodziny.. ale w niedziele się wykrecil, ze jednak musi w domu do 16 zostać, bo costam.. to się z deka zdenerwowałam i napsialam mu, ze rownie dobrze moglismy zerwac tydzien temu, bo to i tak się nic nie zmienilo.. odp. ze on był przekonany, ze tak to się skonczy, ale jak na niego naskoczylam, że się we mnie odkochal, to jednak postanowil dac temu jeszcze szanse.. no i uzgodnilismy, ze tak będzie lepiej.. bo i tak nie ma czasu... nie wiem.. mowil, że mnie nie skkrzywdzi.. wie ile ja przeszlam, a ja wiem, jakie on miał perypetie... nadal go kocham i nie będzie mi latwo z tego zrezygnować.. robiłam z siebie tylko kompletna idiotke zasypujac go co jakis czas sms-ami.. szukam kontaktu po prostu.. jakby mi było malo.. przeprosilam za to, ale stwierdzil, ze spoko, ze nie robie z siebie idiotki, ze on wie, ze mi zalezy... dochodzi tez kwestia tego, że stwierdził, że jak się spotykaliśmy, to pierwsze co to łózko, a potem nie było nawet o czym ze soba rozmawiać.. jeśli tak, to powinien wczesniej powiedzieć mi won. przeciez mnie znal, wiedzial, że ja wole sluchać niż mowić.. niby ustaliliśmy, że będziemy się widywać jako znajomi, ale no... nigdy tak na prawdę potem się nie spotkaliśmy już.. Co jest najdziwniejsze? ze ja widzialam po nim, że mu zależy.. tak się u mnie w domu we mnie wtulil i powiedzial, że mu mnie brakuje.. ze brakuje mu tego jak się zloszcze itd. czasem mysle, że źle zrobilam namawiajac go na to, żeby nie rzucal studiow.. może jakby rzucil i znalazl mieszkanie tu to byłoby inaczej.. na pytanie czy to na pewno chodzi tylko o brak czasu dostalam odp.. napisal, ze sam nie wie.. ze na pewno brak czasu przewazyl.. ale, ze może się stazeje i podswiadomie szuka kogos kto będzie o niego dbal w przyszlosci.. i tu mi wytknal, to ze jak bywalam u niego, to nawet jedzenia mi się nie chcialo zrobić... ze było miedzy nami milo, ale jak u nastolatkow, którzy nie patrza w przyszlosc.. seks, przytulanie, rozmowy o niczym.. napisal tez, ze mowil, ze mnie kocha, bo nie jestem mu obojetna i chyba nigdy nie będę... płakałam, nie spałam, nie jadłam... ale powoli doszłam do siebie.. było ciężko, bo złamał mi serce... nigdy wcześniej w nikim tak się nie zakochałam.. nikomu tak nie ufałam.. nikt nie był dla mnie tak wazny jak on... nikt mi nigdy nie dał odrobiny ciepła.. z matka mam ciagle konflikty, a ojciec to pijak i nigdy sie nie interesowal tym, co sie dzieje w okol niego.. od tamtej pory próbowałam się z nim kontaktować kilka razy, ale zawsze olewał.. udało mi sie w koncu pod koniec grudnia między swietami, a nowym rokiem z nim porozmaiwac, ale niestety też tylko przez komputer... napisał mi wtedy, że sam nie wiedział czego chce.. że sypia po 4-5 godzin dziennie, co drugą noc nocuje u kolegi, caly czas projekty, sprawozdania.. i że na 1 miejscu postawił na studia, bo stanowczo za dużo pieniędzy na to poszło.. i że nie widział sensu nie mając czasu spotykać się ze mną raz na 3 tygodnie... po tamtej rozmowie znów płakałam, ale nie odezwałam się do niego.. czasem mi się przypominał i doprowadzało mnie to do szału, ale starałam się nie myśleć.. starałam się robić coś dla siebie... miałam chęć się do niego odezwać przy każdym większym dołku (na szczęście nie on był powodem), ale milczałam.. znajomych też już nie męczyłam swoimi uczuciami.. każdy uważał, że wie co dla mnie dobre, że mam o nim zapomnieć jak najszybciej... z tym, że cierpię na bezsenność i w nocy najbardziej dokuczało mi to, jak ze mną postąpił... tak to trwało.. dziś mija pół roku od rozstania, a on już znalazł sobie pocieszenie.. jakoś dla innej znalazł czas... nie jest już zapracowany... pousuwał mnie ze znajomych na portalach społecznościowych w tą sobotę.. to własnie wtedy dowiedziałam się, że jest z nową.. (najśmieszniejsze w tym jest to, że ona była na pocieszenie między S. a mną, ale nic nie wyszło) mam do niego ogromny żal, że mówił jedno, a robił drugie.. jak mam o nim zapomnieć? wiem, że nigdy nie będzie mi obojętny, tak jak nie był do tej pory, przez cała nasza znajomość.. zawsze z problemami będę miała ochotę zwrócić się właśnie do niego... to normalne? co mam robić? jak się odciąć? znów nie sypiam, nie jem i ciągle płacze...
Ładowanie... Przewijaj obrazki palcem w lewo Nigdy nie rozumiałem, dlaczego potrzeby s*ksualne mężczyzn tak bardzo odbiegają od potrzeb s*ksualnych kobiet. Wszystkie te gadki o Marsie i Wenus… Nigdy również nie rozumiałem, dlaczego tylko mężczyźni są w stanie myśleć racjonalnie… W zeszłym tygodniu poszedłem z moją żoną do łóżka. Zaczęlismy się pod kołdrą głaskać i dotykać. Byłem już gorący jak cholera i myślałem, że ona również, ponieważ to, co robiliśmy miało jednoznaczne podłoże s*ksualne. Lecz właśnie w tym momencie rzekła do mnie: – Posłuchaj, nie mam teraz ochoty sie kochać, chcę tylko, żebyś wziął mnie w ramiona, dobrze? Odpowiedziałem: – Co? W odpowiedzi usłyszałem, no jak sądzicie, co? To przecież jasne: – Ty po prostu nie zdajesz sobie sprawy z emocjonalnych potrzeb kobiet! W końcu zrezygnowałem i skapitulowałem. Nie miałem tej nocy s*ksu i tak zasnąłem… Następnego dnia poszedłem z żoną do Centrum Handlowego na zakupy. Patrzyłem na Nią, gdy przymierzała trzy piękne, ale bardzo drogie sukienki. Ponieważ nie mogła się zdecydować, powiedziałem Jej, żeby wzięła wszystkie trzy. Nie wierzyła własnym uszom i zmotywowana przez moje pełne wyrozumiałości słowa, stwierdziła, że do nowych sukienek potrzebuje przecież nowe buty, zresztą te, które na wystawie oznaczone były ceną 600 zł. Na to rzekłem, że, oczywiście, ma rację. Nastepnie przechodziliśmy obok stoiska z biżuterią. Żona podeszła do wystawy i wróciła z diamentową kolią. Gdybyście mogli Ją widzieć! Byla wniebowzięta! Prawdopodobnie myślała, że nagle zwariowałem, ale to było Jej w gruncie rzeczy obojętne. Sądzę, że zniszczyłem wszelkie schematy myślenia filozoficznego na których się do tej pory opierała, gdy po raz kolejny powiedziałem „tak” i dodałem „piękna kolia”… Teraz była wręcz s*ksualnie podniecona. Ludzie! Jej twarz wyrażała tyle uczuć, musielibyście to widzieć! W tym momencie powiedziała ze swoim najpiękniejszym uśmiechem: – Chodź, pójdziemy do kasy zapłacić. Trudno mi było nie wybuchnąć śmiechem, gdy Jej odpowiedziałem: – Nie, kochanie, nie mam teraz ochoty tego wszystkiego kupować… Jej twarz zbladła jak ściana, a jeszcze bardziej, gdy dodałem: – Mam tylko ochotę na to, żebyś mnie wzięła w ramiona. Gdy z wściekłości i nienawiści już prawie pękała, wbiłem ostatni gwóźdź: -Ty po prostu nie zdajesz sobie sprawy z finansowych możliwości mężczyzn. Sądzę, że nie będę miał s*ksu do roku 2045… Ładowanie... Losowe Dowcipy: Dwaj studenci mieli poprawkowy egzamin z kombinatoryki. Ponieważ profesor był akurat na urlopie, chłopaki uprosili panienkę z dziekanatu aby zdradziła im miejsce pobytu naukowca i pojechali na Mazury do jego daczy. Profesor trochę się zdenerwował, ale mając dobre serce zgodził się ich przeegzaminować. Egzamin trwał i trwał aż zrobiła się noc i profesor postanowił „dokończyć ich” na drugi dzień. W daczy były trzy pokoje. W jednym położył się profesor z żoną, w drugim ich córka a w trzecim obaj studenci. Po godzinie drugiej jeden ze studentów obudził się i pomyślał „i tak nas pewnie uwali to przelecę mu za to córkę”. Wstał, zagląda do jednego pokoju, spod kołdry wystają dwie pary nóg. „Aha to profesor z żoną” – myśli student. Idzie więc do drugiego i kładzie się tam gdzie jest tylko jedna para nóg. Po godzinie budzi się profesor i myśli „pójdę położę się obok córki bo te studenciki gotowi mi ją jeszcze przelecieć” . Zagląda do jednego pokoju – dwie pary nóg. „Aha to studenci”. Idzie do drugiego pokoju i kładzie się do łóżka. Po następnej godzinie wstaje drugi student z zamiarem przelecenia córki profesora i oczywiście trafia do żony profesora. Rano naukowiec budzi się pierwszy, patrzy śpi sam, idzie do drugiego pokoju patrzy – tu student z jego córką, zagląda do trzeciego pokoju – drugi student z jego żoną. Profesor drapie się po głowie i mruczy: – Tyle lat wykładam kombinatorykę, ale takiej k$%^&wskiej przekładanki to jeszcze nie widziałem! Jedzie ksiądz przez małą mieścinę, na głównym skrzyżowaniu, tuż przed drzwiami komendy policji leży rozjechany pies. Ksiądz zdegustowany brakiem reakcji zatrzymuje auto, wchodzi na komendę i mówi: – Panowie chciałem zwrócić uwagę, że przed waszymi drzwiami leży rozjechany pies i zero reakcji z waszej strony! Na to gliniarz głupio się zaśmiał i mówi: – Ja myślałem, że to wy jesteście od pogrzebów. Ksiądz na to też z ironicznym uśmiechem: – Przyszedłem zawiadomić najbliższą rodzinę. Facet postanowił wybrać się z żółwiem do kina. Trzyma zwierzątko pod pachą, podchodzi do kasjerki i prosi o bilet. – Poproszę jeden normalny i jeden ulgowy, dla żółwia. – Przykro mi, ale to nie jest zoo, nie może pan wejść z żółwiem! – Ależ to mały żółw, zachowuje się cichutko, przecież nikomu nie będzie przeszkadzał. – To porządne kino, proszę nie blokować kolejki! – Ależ proszę pani, kupię dwa normalne… – Nie i już. Następny! Facet odszedł jak niepyszny, za zakrętem wsadził sobie żółwia w spodnie i po chwili wrócił do kasy – pod pachą nie miał już tylko pudełko z popcornem, w ręce kolę. Tym razem dostał normalny bilet bez większych problemów. W środku seansu postanowił pozwolić biednemu zwierzęciu pooddychać trochę świeżym powietrzem – rozpiął więc rozporek, aby żółw mógł w końcu wychylić szyję… Rozmowa w tym samym rzędzie – kilka siedzeń dalej: – Stary – widziałeś? – Co? – Ten facet tam – ma fi%^ta na wierzchu! – No i co z tego? To erotyczny film – ty też prawie masz. – No… ale mój nie wpieprza popcornu! Wychodzi blondynka od lekarza i zastanawia się: – Wodnik czy panna, wodnik czy panna? Wraca do lekarza i pyta go: – Panie doktorze, to był wodnik czy panna? Lekarz odpowiada: – Rak, proszę pani, rak. ZOBACZ WIĘCEJ DOWCIPÓW »
nigdy nie biegaj za facetem